Już od ponad roku moja szkoła wiedzie ciekawy żywot. Dni dzielą się na zwykłe i niezwykłe. W zwykłe dni chodzi się tylko po to, aby grzać krzesło. Codziennie to samo. Wchodzisz przed ósmą przez wielkie drzwi, mijasz schody, kłaniasz się nauczycielowi pełniącemu dyżur w holu i schodzisz do szatni. Oczywiście najpierw musisz się do niej dopchać, nie straciwszy po drodze zębów. W końcu odwieszasz płaszcz i idziesz na lekcje. Większość uczniów siedzących pod klasami jeszcze przysypia – chyba że Twoja pierwsza lekcja to geografia, wtedy trzęsiesz portkami i modlisz się o opóźnienie dzwonka.

Gdy już dotrzesz pod właściwą salę, robisz sobie krótką drzemkę. Na dwóch pierwszych godzinach wszyscy dziwią się, że nie kontaktujesz. Co w tym dziwnego? Kto w ogóle wymyślił lekcje zaczynające się o ósmej rano? Jedyne, o czym wtedy się myśli, to ciepłe łóżeczko. Jednak gdy już w pełni się obudzisz, spostrzegasz, że nie masz zadania. Rozpoczyna się proces odpisywania na potęgę. Bo po co robić to w domu? Trochę adrenalinki każdemu się przyda. Gdy już zdążyłeś się wyspać i wykorzystać czyjąś pracę, możesz w końcu iść do domu. Oczywiście musisz uważać, aby nie złamać sobie nogi w wyniku upadku z powodu dziur znajdujących się przed szkołą.

Zastanawiam się jednak, czy aby na pewno moje obserwacje są odpowiednikiem tego, co w liceum dzieje się naprawdę? Bo czy w tak specyficznym środowisku naprawdę zdarzają się zwyczajne, jednostajne dni? Teraz zatem czas na dni niezwykłe. Są o wiele ciekawsze, chociaż nie zmieniają faktu, że trzeba przyjść na ósmą. W sumie nie różnią się niczym od dni zwykłych, poza tym, że cała szkoła ma +10 do lansu ubierając galowe stroje. Ale bądźmy szczerzy, inteligencji nikomu od tego nie przybywa. Jedyną pocieszającą wiadomością są skrócone lekcje. Albo ich całkowity brak. Podczas apelu, czy jakiejś innej uroczystości powtarza się sytuacja mająca miejsce w zwykłe dni. Uczniowie znowu śpią, tylko są po prostu bardziej „odpicowani”. Chłopak drzemiący w gajerku jest już kimś zasługującym na Oscara. Chociaż mogę się mylić, jak sekretarze podczas ostatniej gali wręczania tej nagrody. Chyba też im się przysnęło.

Swoją drogą są oczywiście i pozytywne strony chodzenia do szkoły. Chociażby poszerzanie wiedzy, czy kontakty ze znajomymi. Dodatkowo nauczyciele dbają, abyśmy mieli co robić od rana do nocy. Przykre jest to, że mimo ukończonej szkoły, nawet ze świetnymi wynikami, nie dostajemy do ręki klucza do sukcesu. Ale zawsze fajnie jest pomachać komuś przed nosem papierkiem z czerwonym akcentem. Jak widać, nasza uczelnia ma nieco wad, zalet też trochę, ale przecież… nikt nas nie zmusza do chodzenia do szkoły.

Ivet Anolue