Wielkimi krokami zbliża się 1 czerwca, czyli długo wyczekiwany przez wszystkie dzieci Międzynarodowy Dzień Dziecka. Właśnie dlatego postanowiliśmy wypytać profesorów z naszej szkoły o ich dzieciństwo. Swoimi wrażeniami z tego wspaniałego czasu podzieliły się panie Joanna Szymkowiak, Sylwia Górska, Beata Woźniak, Ewa Narodowiec oraz pan Sebastian Chosiński.

Po krótkiej przerwie powraca Sonda Profesorska!

Jakie ma pan/i wspomnienia z dzieciństwa i jakie życzenia pan/i wtedy miał/a?

Sylwia Górska


Byłam szczęśliwym dzieckiem, miałam czas i na naukę, i na zabawę. Miałam wiele koleżanek i kolegów, z którymi bardzo chętnie spędzałam czas. Bardzo dobrze wspominam szkołę podstawową i Dzień Dziecka, który był w niej od kilku lat właśnie świętem międzynarodowym, ponieważ zapraszani byli uczniowie ze szkół w Holandii albo w Niemczech. Zawsze odbywała się z tej okazji dość impreza. Chciałam dużo podróżować, co udaje mi się w jakimś stopniu realizować. Co do zawodu nie miałam sprecyzowanych planów, nigdy nie myślałam, że będę nauczycielem, więc to nie było moim marzeniem z dzieciństwa.

Ewa Narodowiec


Moje dzieciństwo wspominam jako bardzo spokojne i pełne miłości. Moim marzeniem było zostać pielęgniarką, co – jak widać – było odległe od wykonywanego przeze mnie zawodu. Kroiłam i cięłam wszystkie moje lalki, chociaż na pewno nie miałam tylu zabawek, ile teraz mają dzieci. Miałam dwie lalki: jedna była siedząca, której nikt nie mógł ruszyć, natomiast druga była cała pocięta. Ale dobrze wspominam dzieciństwo, bardzo pogodnie i bezpiecznie.

Beata Woźniak


Dzieciństwo wspominam super, zwłaszcza dni spędzane na wsi u mojej babci. Z babcią i jej koleżanką – zielarką często chodziłam po łąkach i zbierałam zioła. Do dzisiaj pamiętam, jak wygląda dziurawiec. Gdy po latach oglądałam serial „Ranczo”, widząc w nim bohaterkę zielarkę, od razu przypominała mi się kumpela babci. Jeśli chodzi o marzenia – pewnie jakieś miałam, ale życie podobało mi się takie, jakie było. Najszczęśliwsze były zawsze wakacje, szkoła w znacznie mniejszym stopniu zapadła mi w pamięć.

Joanna Szymkowiak


Miałam dzieciństwo dosyć beztroskie, nie pamiętam żadnych problemów. Świetnie się zawsze bawiłam z moimi siostrami, w zasadzie to jedną siostrą, bo druga urodziła się dużo później, ale generalnie wszystkie razem dobrze się dogadywałyśmy. Miałam zawsze dużo kolegów i koleżanek na osiedlu, bo jestem „blokowa dziewczyna”. Zabaw było co niemiara, nie było kablówki ani satelity, więc trzeba było wymyślać sobie różne zajęcia na dworze. Bardzo dobrze wspominam też przedszkole, do którego chodziłam, chociaż nieprzyjemne sytuacje również się zdarzały, np. czasami za karę musiałam spać albo jeść obiad w innej grupie, ale to chyba wszystkie dzieci mają takie kary od czasu do czasu. Pamiętam także wycieczki, obozy harcerskie i kolonie. Jeździłam w naprawdę wspaniałe miejsca, do Krakowa, nad morze. Wakacje często spędzałam u mojej babci, w małym miasteczku lub na wsi. Tam zawsze była fajna zabawa. Marzyłam, że może kiedyś będę podróżować, co nie było takie oczywiste w czasach, kiedy dorastałam. Udaje mi się to dopiero teraz. Chciałam zostać sławną pisarką, ponieważ dużo czytałam i zawsze fascynował mnie odległy świat. Po drodze chciałam być aktorką, piosenkarką, nauczycielką, tancerką i różne inne babskie zawody. Uwielbiałam gumy „Donald”, miały pod papierkiem przedstawioną historyjkę myszki Miki lub kaczora Donalda. Podjadało się jako dziecko oranżady w proszku oraz bloki czekoladowe, które robiła moja babcia. Nie miałam lalki Barbie i strasznie mnie to zasmucało, ale za to z okazji Pierwszej Komunii dostałam rower Wigry 3.

Sebastian Chosiński


Od najmłodszych lat, co zaszczepił we mnie ojciec i co pozostało mi do dzisiaj, uwielbiałem piłkę nożną. W telewizji oglądałem więc wszystkie możliwe mecze i nieistotne było, czy pokazują je o godzinie dwudziestej czy drugiej w nocy, jak na przykład podczas igrzysk w Montrealu w 1976 roku. Fascynacja piłką nie sprowadzała się jednak tylko do grania, ale również biegania za nią. Każdą wolną chwilę po szkole poświęcałem na ganianie z kolegami pod blokiem. Piłka była świętością. Do tego stopnia, że gdy kiedyś mama wyszykowała mnie elegancko na jakąś wizytę, nie potrafiłem tego uszanować. Stwierdziłem, że poczekam na rodziców przed blokiem, a gdy zeszli po kwadransie, ja byłem już cały umorusany od biegania za piłką. Gorzej z tą pasją było, gdy wyjeżdżałem na wakacje do dziadków na wieś, bo za bardzo nie było z kim grać. Wtedy zaszywałem się w domu i czytałem od rana do wieczora. Dziadek wyganiał mnie na dwór, co było dla mnie karą. Aż wpadłem na sposób, jak sobie z tym poradzić. Wystarczyło nabroić, a wtedy dziadkowie karali zakazem wychodzenia na podwórko, o co właśnie mi chodziło. Marzyłem o podróżach po świecie, ale w tamtych czasach były one nierealne. Zagranicę – i to tę bliską, komunistyczną – też widziałem tylko na odległość. Trudno było mi uwierzyć w to, że kiedyś będę mógł sobie swobodnie jeździć po różnych kontynentach. Kim chciałem być? Dziwnie to zabrzmi, ale… historykiem. Taką decyzję podjąłem – pod wpływem mitów greckich – w piątej klasie podstawówki. I chociaż później parę razy zmieniałem swoje wybory, ostatecznie wróciłem do punktu wyjścia. I jestem szczęśliwy jak dziecko.

Aneta Gąsior