Hubert Jezierski urodził się 30 stycznia 1999 roku w Poznaniu. Jest uczniem klasy drugiej o profilu ekonomicznym. Wcześniej uczył się w Szkole Podstawowej nr 4 i Gimnazjum nr 1 w Wągrowcu. Oprócz harcerstwa zajmuje się prowadzeniem projektu społecznego „Zapomniana Historia”.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z harcerstwem?

Gdy byłem małym dzieckiem. Wtedy kilka razy widziałem harcerzy i mnie zafascynowali. Pamiętam też poświęcony im program w telewizji i to także mnie zachęciło. Nie wiedziałem tylko, jak do nich dołączyć. Aż w końcu w 3 klasie podstawówki we wrześniu harcerze robili nabór do drużyn. Chodzili po klasach i zapraszali na zbiórkę. W końcu wiedziałem, co trzeba zrobić, i po prostu poszedłem. Wyszło tak, że jestem harcerzem już pół życia, dokładnie od 2008 roku, czyli od ponad 8 lat.

Pierwsza zbiórka to na pewno był niezapomniany moment.

Pamiętam ją doskonale. Generalnie 3 klasa to jest jeszcze pion zuchowy dla dzieci. Na tych zbiórkach głównie się bawi. Oczywiście te zabawy mają jakiś sens i poprzez nie dzieci są edukowane, to nie jest bezcelowa zabawa. Dostaliśmy gazety, nożyczki, klej i kartki. Musieliśmy powycinać jakieś rzeczy z gazet. Nie pamiętam dokładnie w jakim celu, ale to musiało być coś konkretnego. Mieliśmy coś odszukać w tych gazetach, powycinać i poprzyklejać. Prawdopodobnie trzeba było skleić jakaś historyjkę.

Pamiętasz moment składania przyrzeczenia harcerskiego?

Oczywiście. Było to w sierpniu w 2010 roku, na obozie w Kaplinie, o 3 lub 4 nad ranem, nad jeziorem. U nas zazwyczaj jest tak, że przyrzeczenia składa się na obozie. Dzieje się to tak, że w nocy delikwent czy też grupa delikwentów, którzy będą składać przyrzeczenie, jest budzona pod jakimś pretekstem. Zazwyczaj po prostu każe im się ubrać mundur, mówiąc że coś się stało. Różne są techniki. Wtedy ubiera się w ten mundur i nagle dowiaduje się, że jednak nie chodzi o to, o czym mówili. Ja wtedy dostałem zapaloną świeczkę w słoiku. Miałem iść do lasu. Kazali mi też pilnować, żeby świeczka nie zgasła. Nagle napotkałem pierwszą osobą, potem kolejne. Generalnie robimy tak, że zanim złoży się przyrzeczenie, to organizujemy tej osobie krótki bieg, właśnie taką trasę. Wyznaczone są punkty, przy których stoją osoby. Trzeba przy okazji rozwiązać zadania, mają one bardziej refleksyjny charakter. Nie da się tego nie zdać. Wtedy było pięć czy sześć osób na mojej drodze. Na końcu właśnie przy ognisku, około 4 nad ranem, składaliśmy przyrzeczenia.


Harcerstwo musi wiązać się ze wspaniałymi wspomnieniami… Jakie jest Twoje najlepsze?

Każdy wyjazd jest praktycznie takim super wspomnieniem. Najlepsze są obozy odbywające się w wakacje. Najlepiej będę chyba jednak wspominał mój pierwszy obóz w Kaplinie. Miałem wtedy jedenaście lat. Na początku trochę się bałem, dwa tygodnie pod namiotem w lesie, wtedy jeszcze nie miałem takich przeżyć. Jednak praktycznie na drugi dzień było już dobrze. doświadczenie okazało się bardzo ciekawe. Pierwszy raz w ogóle wyjeżdżałem na tak długo bez rodziców. Wcześniej jeździłem głównie na biwaki, ale trwały one trzy, góra cztery dni.

Pewnie musiałeś się jakoś przystosować…

Tak. Czternaście dni poza domem. Nie wiedziałem, czy sobie poradzę, ale było bardzo fajnie.

W czym pomaga Ci harcerstwo?

Dobre pytanie. Harcerstwo przede wszystkim wychowuje, pod każdym względem. Uważam, że gdyby nie ono, to dzisiaj nie byłbym takim człowiekiem, jakim jestem. Harcerstwo uczy samodzielności, odpowiedzialności, a także kształtuje kreatywność.


Jakie pozytywne zmiany zauważyłeś u siebie?

Pierwszą rzeczą, jaka rzuca się w oczy, zwłaszcza patrząc na dzieci, porównując młodych harcerzy i nie-harcerzy, to ci pierwsi są dużo bardziej zaradni, samodzielni, potrafią sobie poradzić w kryzysowych sytuacjach. Są często bardziej kreatywni i trochę bardziej otwarci. Później dopiero dochodzą takie rzeczy, jak odpowiedzialność, gdy jest się już instruktorem, drużynowym itd. Ale gdyby nie harcerstwo, pewnie byłbym bardziej zamknięty w sobie, nie byłbym tak samodzielny i zaradny. Nie wiem właściwie, w jakim miejscu bym się teraz znajdował. Może nawet nie byłbym tutaj w szkole.

Jak wygląda typowa zbiórka?

Standardowo – poza jakimiś wyjątkami – odbywają się w soboty. Każda drużyna ma swoją harcówkę, czyli miejsce spotkań. W wypadku mojego środowiska miejscem tym jest nasza szkoła. Mamy udostępnione pomieszczenie. Z racji tego, że drużyn w moim środowisku jest kilka, mamy poprzydzielane różne godziny zbiórek. Moja ma zazwyczaj w soboty o trzynastej. Trwają one półtorej lub dwie godziny. A jak wyglądają? Są bardzo zróżnicowane. Robimy na nich różne rzeczy. Czasami coś przygotowujemy, np. planujemy jakiś wyjazd, czasami organizujemy grę terenową, bieg na orientację. Kiedy indziej dyskutujemy. Innym razem coś tworzymy, np. teraz mamy w planie budowę kilku bud dla schroniska, ponieważ nas o to poprosili.

Kto prowadzi zbiórki?

Przeważne drużynowy. Zwłaszcza w drużynach młodszych, bo jednak dzieciaki same tego nie zrobią. Ale na przykład w mojej drużynie, w której są praktycznie sami moi rówieśnicy, nie jest tak, że tylko ja się tym zajmuję. Robię ich najwięcej, mniej więcej dwie trzecie, ale resztę robią pozostali. Są dojrzali i odpowiedzialni, można im coś takiego powierzyć.


Jakie funkcje sprawujesz?

Obecnie jestem drużynowym 14 Wągrowieckiej Drużyny Wędrowniczej i do niedawna byłem jeszcze kwatermistrzem, osobą odpowiedzialną za sprzęt. Dbam o to, żeby praca drużyny była zgodna z planem i spójna, przygotowuję założenia na dany rok harcerski, nasze plany, cele, a potem dbam, żeby to wszystko było realizowane. Dotyczy to zbiórek, wyjazdów, ale też dbania o finanse drużyny.

Pewnie musiałeś jakoś się do tego przygotować.

Drużynowy musi mieć stopień instruktorski. Ten stopień można realizować dopiero od szesnastego roku życia. Trwa to około roku. W tym czasie trzeba ukończyć też specjalny kurs dla instruktorów i dopiero wtedy można pełnić funkcję drużynowego.

Czy jest jakaś postać związana z historią ZHP, która Cię szczególnie inspiruje?

Dużo jest w harcerstwie wzorów do naśladowania. Nie mam jednego wybranego, ale na pewno inspirujący są członkowie Szarych Szeregów, zwłaszcza trzej najbardziej znani, czyli „Rudy”, „Alek” i „Zośka”. Dużo uczyliśmy się o nich na zbiórkach, gdy byłem młodszy. Ich życiorysy nie są mi obce. Kolejnym wzorem, bardzo dla mnie ważnym, jest Robert Baden-Powell, czyli twórca skautingu. On też ma bardzo ciekawy i inspirujący życiorys.


Mógłbyś przybliżyć Wasze umundurowanie?

Mundur składa się z trzech podstawowych części, czyli nakrycia głowy, koszuli i spodni. To wszystko, co mamy wspólnie w całym Związku Harcerstwa Polskiego. Koszule chłopacy mają zielone, dziewczyny natomiast szare. Każda drużyna ma swoje barwy, czyli kolor chusty i pagonów, które nosi. My mamy czarne. Jest kilka dopuszczalnych nakryć głowy. My nosimy berety, są też rogatywki, furażerki i kapelusze. Jeśli chodzi o chłopaków, spodnie muszą być jednolitej barwy, kroju wojskowego. Często można widzieć harcerzy właśnie w spodniach w kamuflażu. Jest to nieregulaminowe. Muszą mieć kolor czarny, oliwkowy lub granatowy. Dziewczyny mają większy wybór. Najbardziej oficjalnym elementem munduru damskiego jest spódnica harcerska, ale często dziewczyny mają na zbiórkach spodnie, na przykład kiedy jest zimno. Wtedy regulamin mundurowy pozwala na takie odstępstwo.

Jak zachęciłbyś osoby, które chciałyby wstąpić do ZHP, lecz nie są do końca przekonane?

Powinny przyjść na zbiórkę i przekonać się, jak to jest, a nie siedzieć w domu i gdybać, czy warto, czy nie warto. Nie mają nic do stracenia. To nic nie kosztuje. Naprawdę warto. Nigdzie indziej nie znajdzie się takich ludzi, przyjaciół czy wręcz rodziny, jaką tworzy drużyna. Jeśli kogoś interesują bardziej materialne rzeczy, to chyba nie da się nigdzie zorganizować tańszych wyjazdów – i to świetnych – niż w harcerstwie.

Rozmawiała: Weronika Szłapka